Dzis, w poszukiwaniu bardziej okazów natury, niż architektury, wybieramy się rowerkami na wyspy, jednak ciekawość sposobu życia tutejszych każe nam najpierw przepedałować przez miasto. Od samego rana (a właściwie południa, bo ze względu na deszcz, wyruszamy trochę później) zbieramy informacje o mieszkańcach Oslo. Mam pewne obawy, co do otwartości ‘Trolli’, jak nazywają ich tutejsi emigranci, jednak, jak się okazuje- nieuzasadnione. Zapytani o drogę chętnie serwują wyjaśnienia, przechodnie uśmiechają się do nas promiennie, a emerytka, z która ucinamy sobie mila pogawędkę na temat miejsc w których można się zabawić, kończy rozmowę próba udzielenia nam wsparcia finansowego ‘na piwo’ .
Same wysepki: Ormoya i Malmoya, tez nie rozczarowują. To przyjemny, cichy zakątek, doskonały na piknik i plażowanie, z ładnym widokiem na zatokę i miasto, poza tym można tu wjechać rowerami. A jeżeli chodzi o poruszanie się po mieście tym właśnie środkiem transportu, nie można wymarzyć sobie lepszej infrastruktury. Nie ma tu chyba ulicy wzdłuż której nie biegłaby ścieżka rowerowa (nawet równolegle do dróg szybkiego ruchu!). A okoliczne górki pozwalają na naprawdę niezły trening.
Zjeżdżając z powrotem do centrum, mijamy tłumy fanów ciężkiej muzyki. Zaczyna się festiwal rockowy- wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią: ojjjj będzie się działo. Dla tego jutro robimy sobie dzień miejski.
Magda