Oto historia o tym jak nabralismy szacunku dla gor i czemu teraz szukamy nowych butow. Sorry, ale krocej sie nie dalo tego opisac.
Zaczelo sie zupelnie niepozornie i zwyczajnie, bo deszcz w Irlandii Polnocnej nie jest niczym niezwyklym. Tak wiec padalo, kiedy wczesnie rano w trojke wsiadalismy do pociagu w Antrim i padalo kiedy z niego wysiadalismy w Newcasle, ktore jest brama do Mourne Mountains. Same gory Mourne tez sa niepozorne, bo choc najwieksze w Kraju, to ich najwyzszy szczyt ma jedynie 849 m n.p.m.. Jescze kiedy bylismy w Newcastle widzielismy mgle otulajaca szczyty, ale niewiele o niej myslac dokupilismy rzeczy, ktorych potrzebowalismy by przetrwac w gorach i ruszylismy. Plan zakladal, ze przez dwa dni przejdziemy cale pasmo, lacznie 42 km, wchodzac w najwyzszym miejscu na wysokosc 750 m n.p.m i spedzajac noc w namiotach. Januszowi szczegolnie zalezalo na zobaczeniu Silent Valley, slyzal ze to malownicze miejsce i chcial tam zrobic kilka zdjec.
Gdy odbijalismy z asfaltowej drogi na sciezke, ktora wg. mapy byla szlakiem, z naprzeciwka, z gor, nadbiegla grupa okolo 15 mezczyzn z plecakami, po chwili kolejna i jeszcze jedna. Kiedy udalo nam sie zapytac jednego z nich co tu robia, okazalo sie ze sa zolnierzami i maja trening.
Deszcz padal, a my pielismy sie pod gore, powoli dochodzac do wysokosci na ktorej wisiala mgla. Wydeptana sciezka rozdzielala sie na mniejsze i stopniowo zanikla. Od poczatku szlismy wzdluz strumyka, ktory z czasem zostal jedynym punktem wedlug ktorego wyznaczalismy nasza pozycje na mapie. Kiedy strumyk sie rozdwajal i musielismy przedostac sie na druga strone, zdjelismy buty i przeszlismy. Od tej pory bylo juz tylko gorzej. Weszlismy w mgle, ostry deszcz padal z malymi przerwami i juz nie robil na nas wrazenia. Po szlaku nie bylo nawet sladu, trzymalismy sie strumienia, ktory przeksztalcil sie w rwacy potok i pielismy sie w gore miedzy wrzosami, brodzac w malutkich strumykach. Z mapy wynikalo, ze w poblizu byla droga, ale dzielil nas od niej strumien. Szlismy w gore szukajac miejsca w ktorym moglibysmy przejsc przez wode. Robilismy kilka prob, ale silny nurt i duza glebokosc nie pozostawialy zludzen. Bylismy juz przemoczeni do granic mozliwosci i kiedy trzeba bylo przejsc przez jeden z wielu malych strumykow nie zwracalismy juz uwagi na buty, poprostu szlismy. Pomimo, ze humory ciagle dopisywaly dawalo sie odczuc obnizone morale. Magda zauwazyla kolejne miejsce ktore dawalo szanse na przekroczenie strumienia. Sprobowalismy i udalo sie. Brukowana kamieniami droge znalezlismy kilka metrow dalej. Jakaz byla nasza radosc!
Na drodze wyraznie przyspieszylismy i juz po kilkunastu minutach znalezlismy schronienie pod kawalkiem dziurawego dachu w starym kamieniolomie. Wylalismy wode z butow, wykrecilismy je i ruszylismy dalej. Doslownie kilka minut pozniej dogonil nas zdrowy rozsadek. Bylismy dokladnie przemoczeni, mielismy kiepskie namioty i perspektywe pozostania mokrym przez kolejne 36 godzin. Choc nasza ambicje nie zniosly tego latwo, postanowilismy zawrocic.
Kiedy znowu przechodzilismy kolo starego kamieniolomu Janusz zauwazyl budynek ktorego wczesniej nie widzielismy we mgle. Po ogledzinach stwierdzilismy ze ma dach w dosc dobrym stanie i zdecydowalismy sie rozlozyc w nim namiot. Sciany budynku zapewnialy troche ochrony przed wiatrem, dodatkowo w drzwiach i oknach usawilismy murki z kamieni. Rozkladanie namiotu nie bylo latwe, skostniale palce i drzace z zimna wargi nie ulatwialy sprawy. Kiedy juz sie udalo szybko przebralismy sie w sucha bielizne i wskoczylismy w spiwory. Nastala cisza. Obudzilem sie dwie godziny pozniej, ciagle bylo mi zimno, Magda i Janusz mieli podobne odczucia. Wspolnie zdecydowalismy ze po posilku zejdziemy na dol i nie zwazajac na koszty znajdziemy sluche lozko i goracy prysznic. Gdy wyszlismy z namiotu czekala na nas niespodzianka: deszcz ustal i zniknela mgla. Do naszych mokrych i zimnych butow zywilismy taki wstret ze zdecydowalismy sie je zostawic i wybralismy sandaly. Z miejsca gdzie rozbilismy namiot teraz prawie bylo widac, to w ktorym weszlismy na szlak! Widokiem nie cieszylismy sie dlugo. Doslownie w ciagu trzech minut cala doline wypelnila mgla. Nie moglem uwierzyc w to jak szybko zmieniala sie aura.
Bylo po 22 kiedy znalezlismy maly pensjonacik z wolnym pokojem. Gospodyni byla bardzo mila i nawet zaczela nam wyjasniac jak dojsc do najblizszego pubu, ale kiedy spojrzelismy po sobie zrozumiala, ze marzymy jedynie o cieplym prysznicu i kolderce.
Kiedy obudzilismy sie nastepnego dnia swiecilo slonce. Dzieki uprzejmosci gospodyni nasze ubrania wyschly. Zjedlismy tradycyjne sniadanie Irlandzkie: pieczone kielbaski, fasola po bretonsku, chleb ziemniaczany, chleb sodowy, jajko sadzone, pomidor, mocna herbata. Mimo, ze bylismy wykonceni, Janusz nie chcial dac za wygrana w kwesti odwiedzenia Silent Valley, wiec pojechalismy tam autobusem. Cel podrozy rozczarowal Janusza: sztuczny zalew miedzy gorami, mniej atrakcyjny dla fotografa niz kaluza na ulicy.
Napisalem tego posta dwa dni po powrocie do domu. Ciagle dochodzimy do siebie, odczuwamy zimno i oslabienie. Mimo, ze nie bylismy wysoko, bo jedynie 500 m n.p.m. to dostalismy cenna lekcje, glownie szacunku dla gor i warunkow w nich panujacych. Zadne z nas juz nigdy nie zlekcewazy znaczenia mgly podczas nawigacji czy wplywu deszczu na zmeczenie. Poza tym, przezylismy wielka przygode, a tego przeciez szukalismy.
Maciek
---
W Newcastle polecamy Bed and Breakfast z naprawde dobra obsluga i lokalizacja, oraz w swietnej cenie. Oto namiary:
Dacara- Bed and Breakfast
Brenda Mc Kenna
47, South Promenade
Newcaslte
dacara@thechefshop.net
028437 26745
028427 26020